Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zwany mielcuch i mielcarza, który warzył piwo do codziennego użytku. W Poznaniu kwitło kilka browarów polskich, znaczne właścicielom przynosząc dochody, bo w dniach skończonéj warki gromady kucharek konewkami lub węborkami wynosiły z nich piwo, które potem po domach chrzcono przyzwoicie i butelkowano. Pamiętam jeszcze owe rzędy flaszek po kuchniach i sieniach, a na Chwaliszewie często w oknach stojące z białemi peruczkami na szyjkach. Wodą, prócz kaczek i czworonożnych, gasili pragnienie ci, którzy na piwo nie mieli grosza; dopiero gdy rozchodzić się zaczęła fama Priesnitza po świecie i cudownych jego kuracyi grefenberskich, woda zyskała na respekcie, weszła powoli w zwyczaj i spędziła ze stołów naszych ów niewinny, jasnobrunatny trunek powszechnie używany.
Wracając do pana Andrzeja, przyznasz, że nieźle zrobił, gdy na widok w bliskiem sąsiedztwie swojem Sawińskich, Kolanowskich, Wiczyńskich, Stęszewskich i kilku innych, którym przemysł piwowarski dobrze się wywdzięczał, postanowił wykształcić się należycie w tym kierunku. Ze trzy lata pracował w różnych browarach warszawskich, dbając przy tem o nabycie innych wiadomości i poloru towarzyskiego, do czego wtenczas Warszawa tyle nastręczała sposobności, i doszedłszy już prawie do końca zadania swego, zamierzał wrócić do rodzinnego domu, gdy noc listopadowa nadeszła. Nie wachał się naturalnie ani chwili, przywdział mundur, wziął karabin na plecy i ruszył w pole z innymi. Nie wiem, do którego tam pułku piechoty się liczył, w końcu jako podporucznik; to pamiętam jeszcze, że mi opowiadał o bitwach pod Grochowem, Ostrołęką i Rajgrodem, w których się prochu nawąchał niemało. Po téj ostatniéj potyczce rozchorował się mocno na cholerę, która wtenczas z szeregów naszych liczne sprzątała ofiary. Ratu-