Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sobie za wzór jéj łatwość i giętkość w towarzyskiem obejściu. Niedługo po piędziesiątym roku znikła rodzina ta hrabiowska z widnokręgu W. Księstwa; starzy państwo pomarli, syn podobno także, ożeniwszy się gdzieś w Królestwie; w Działyniu od dawna zakwitła knltura niemiecka, jakie zaś były późniejsze losy panny Wołłowiczównéj, powiedzieć nie potrafię.
Wracając jeszcze do pierwszego Wołłowicza, nadmienić ci muszę, że ten dom tutaj z rozległem z tyłu podwórzem, wypuścił jakiemuś Langnerowi, który go na oberżę urządził. Między dwódziestym a trzydziestym rokiem uchodził hotel ów Langnera, czyli Hotel Saski, za główny dom zajezdny w Poznaniu; na S-ty Jan osobliwie i w karnawał roiło się tu od obywatelstwa wiejskiego, zwłaszcza że, jak ci jnż dawniéj wspomniałem, w owych czasach dla dogodnego pomieszczenia przyjezdnych zbytku nie było. Prócz tego wystawiona w podwórzu hotelowem, po lewéj stronie od wejścia, sala, przez wiele lat największa w mieście, chociaż bardzo niedogodna i niepokaźna, ściągała wyższą publiczność na bale składkowe, reduty i wspólne uczty. Przypomina mi ona fatalny wypadek roku, jeśli się nie mylę, dwódziestego ósmego. Licznie na karnawał zebrani obywatele wiejscy, w porozumieniu z wyższymi urzędnikami i oficerami, bo to wszystko czasami spotykało się jeszcze z sobą, postanowili wyprawić na owéj sali świetny bal maskowy i zaprosić nań księcia Radziwiłła wraz z żoną. Gdy już wszelkie umowy i przygotowania były załatwione, podjął się jakiś kapitan artyleryi uporządkować i przyozdobić należycie salę, aby do takiéj uroczystości odpowiednio wyglądała. Jakoż kilka dni przedtem udał się tam, przed południem z dwoma czy trzema ludźmi, którzy, wedle jego rozporządzeń, mieli wykonywać roboty. Miano je rozpocząć od zawieszenia pająków. Je-