Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

on dość obojętnie lecz gdy piędziesiątego drugiego roku pojawiły się znowu początki cholery, popadł w jakieś rozdraźnienie i nie mogąc przyjść z sobą tutaj do ładu, wyjechał na Szląsk do Görbersdorfu, aby tam w górskiem powietrzu znaleść wraz z bezpieczeństwem wewnętrzne uspokojenie. Lecz zaledwo tam przybył, zapadł niebawem na ową chorobę, któréj zarodek z sobą przywiózł i pożegnał się z tym światem.
Siedziałem sobie jeszcze w Kwincie, gdy zaszła okoliczność, która rodziców moich zasmuciła, mnie zaś przyznam się szczerze, nie zmartwiła wtenczas bynajmniéj: był to odjazd profesora Kajetana Trojańskiego, który z Poznania przeniósł się do Krakowa. Rodzice tracili dobrego przyjaciela, a ja pozbyłem się dziecinnego strachu, chociaż przecie Trojańskiego znałem jak pamięć moja sięgała. Nie było częstszego u nas gościa dopóki żył w kawalerskim stanie; zwykle przychodził ze szkoły o czwartej, nieraz z Muczkowskim i pamiętam do dziś dnia tę jego figurkę niską i szczupłą, najczęściéj w granatowy frak ze złotemi guzikami ubrauą, jego twarz nieco śniadą, gęste, czarne i połyskujące włosy i małe, bystre oczy. Siedział skromnie na kanapie i milczał lub uśmiechał się znacząco, osobliwie gdy Muczkowski rozprawiać i zapalać się zaczął; spierali się często; pan Józef rąbał z góry i głośno, pan Kajetan odpowiadał spokojnie, z przekąsem; ale to przyjaźni ich wcale nie psuło, owszem, było im dobrze z sobą i szukali się nawzajem. W towarzystwach zachowywał Trojański zawsze pozorną powściągliwość i łagodność, lecz dość było spojrzeć na wyraz jego twarzy, na ironiczne zmróżanie ócz, aby poznać, że wszystko sobie uważa i że ma za kołnierzem. W klasie ów spokój jego trwał niedługo i rozmaite miewał intermezza. Uczył on od trzeciéj klasy, tj. od Kwarty, gdzie dawał grecczyznę i większą część łaciny,