wiąc, było to tak raczéj dla formy, bo i częste sobie dawał wakacye i nie uważałem, iżby w domu jakąkolwiek pracą był zajęty. Bliżéj go poznawszy, nie trudno przyszło widzieć, że jest jednym z tych, którzy za młodu lubią tylko poezyę życia i mało troszczą się o to jak będzie późniéj. Pełen ogłady i dobrego serca, był bardzo miły w pożyciu towarzyskiem; samą zewnętrznością swoją wzbudzał sympatyę, ale, ulegając wrażeniom i chwilowym chęciom, zmieniał cele i dążności, chociaż na lekkomyślnego bynajmniéj nie wyglądał, owszem, z pozoru i rozmowy sądząc, byłbyś go uważał za młodzieńca rozważnego, stałych zasad i postanowień. W Paryżu, gdzie chciał właściwie zapewnić sobie przyszłość, czas mijał mu na tych i na owych planach i krzątaniach, trochę też i na sercowych sprawach, a naraz, pewnego dnia wyjechał do Anglii; w jakim celu, z jakim skutkiem, nie wiem, bo sam wkrótce potem wróciłem do kraju. Po paru latach zjawił się tutaj w Poznaniu; raz i drugi spotkaliśmy się przelotnie; mało co powiedział mi o sobie, lecz dostrzegłem, że jest jakoś niespokojny i myślami zajęty. Późniéj, nie pamiętam, czy czterdziestego siódmego, czy ósmego roku, usłyszałem, że się ożenił i to z panną Waleryą Suchorzewską, którą przedtem widywałem czasami, gdy jako kilkonastoletnie dziewczątko była tutaj na pensyi i chodziła do szkoły Ludwiki. Jéj rodziców osobiście nie znałem, ale między czterdziestym a pięćdziesiątym przebywali częstokroć w Poznaniu i zajmowali wtedy w kołach naszego obywatelstwa wiejskiego dość wybitne stanowisko. Pan Zacharyasz Suchorzewski, właściciel Wszemborza w Wrzesińskiem, osobistość, ile sobie przypominam, słusznego wzrostu, barczyta, z twarzą o żywych kolorach i typu nieco ruskiego, spoglądająca śmiało małemi oczyma, o ruchach prędkich, nieraz nagłych, zwykle w czamarze chodząca, należał wtenczas,
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/178
Wygląd