Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie byłby za nic jego wykładów opuścił, a dzieła jego miał ciągle w ręku. Szczera chęć, łatwość w pojmowaniu, bardzo szczęśliwa i trwała pamięć ułatwiały mu naukę; przytem nieocenionym był współtowarzyszem, szczerym w przyjaźni, łatwym, uczynnym i wesołym w pożyciu, z wybitnym odcieniem zacności i szlachetności w uczuciach i zapatrywaniach i takim do śmierci pozostał. To też przeminął nam w świętéj zgodzie i jak najprzyjemniéj cały ten semestr i do dziś dnia miło mi przypomnieć sobie owego dwudziestoletniego wtenczas Witolda Milewskiepo i szczęśliwe, w ścisłéj z nim styczności spędzone chwile lat młodych.
Rozłączyliśmy się następnego semestru; ja wróciłem do pierwszego mego, jak Niemcy mówią, sztubenbursza, Hipolita Cegielskiego, który, po półrocznéj przeszło chorobie, przybył znowu do Berlina, Milewski pozostał wierny kuzynkowi swemu Kolanowskiemu. Wszakże to przyjaźni i koleżeństwa naszego nie zmieniło. Jak zemną, tak z całą Polonią ówczesną żył w ścisłych stosunkach, a stały się one żywszemi jeszcze, gdy późniéj przystąpił także do Towarzystwa akademików polskich, któremu między nami dali początek Leon Szuman i Nepomucen Sadowski. Był do końca pobytu swego w Berlinie jednym z najgorliwszych członków tegoż towarzystwa i jemu potem, jako należącemu do dyrekcyi, powierzono bibliotekę i zarząd czytelni, co mu nie mało roboty i straty czasu przysporzyło, zwłaszcza iż książki znajdowały się w jego mieszkaniu, które z tego powodu ustawicznie zwiedzano. Pobyt Milewskiego na uniwersytecie przedłużył się nieco skutkiem rozmaitych okoliczności nieznanych mi, bo przeszło dwa lata przed nim do Poznania wróciłem, a od chwili, kiedyśmy się na pocztowem podwórzu w Berlinie pożegnali, bardzo wiele wody upłynęło pod mostem chwaliszewskim, zanim spo-