Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

związki; nowe nie przybywały. Ubywało z każdym rokiem dochodów dawniéj bardzo znacznych, pogarszały się zatem powoli, lecz dotkliwie, stosunki materyalne, zwłaszcza iż dawniéj nie uwzględniało się przyszłości, a potem trudno było określić potrzeby i zmienić sposób życia.
Prócz tego wzrok Mateckiego nie był już właściwie normalnym, bo światło po większéj części skośnie do ócz wpadało, siły też ciała słabły widocznie, a z niemi owa pewność, rześkość i swoboda umysłu, któremi się odznaczał. Coraz samotniéj było też naokół, bo i z obojga ich rodzin mnóstwo osób najbliższych i z przyjaciół i dobrych znajomych nie mało usuwało się z tego świata, a wzrastający ucisk narodowy i polityczny, szerząc między pozostałymi smutek i zwątpienie, oddalał u nas jednych od drugich. Czuł to wszystko Matecki bardzo głęboko, martwił się bez przestanku, ale rzadko kiedy okazywał prawdziwy stan swéj duszy; owszem, walczył wytrwale z niedomaganiem ciała i rozstrojem uczuć, starał się mieć udział we wszystkiem, co się między nami działo, być spokojnym, nawet wesołym wobec innych. Praktykował, ile się zdarzyło, przyjaciół odwiedzał, znajomych zapraszał, w dyrekcyi Naukowéj Pomocy, w Towarzystwie Przyaciół Nauk, jako członek zarządu i podskarbi pracował wytrwale. Wszakże złamały go nakoniec fizycznie i moralnie tak ponowne napady owéj choroby, o któréj ci wspomniałem, jak i śmierć przedewszystkiem żony, z którą blisko lat czterdzieści cztery był przeżył. Gdy mi doniesiono, że tam bardzo niedobrze z panią Matecką, pobiegłem i zastałem ją już bezprzytomną, stary zaś doktor siedział w drugim pokoju zalany łzami, szlochając na głos. Miał czego płakać; stracił najtroskliwszą, że tak powiem, matkę, która w podeszłym jego i niedołężnym wieku pielęgnowała go niemal jak dziecko, podtrzymywała zachętą, pociechą, rozrywką upa-