Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

widziałeś go zawsze między pierwszymi, którzy się narażali, pracowali lub dawali. Mogę ci nawet zgodnie z prawdą powiedzieć, że przez cały szereg lat dom jego był w naszem mieście poniekąd ogniskiem życia narodowego. Takiego środka zbornego dla różnorodnych istot polskich, jakim był ten dom, nie ma już teraz, panie Ludwiku, a bodaj czy będzie, bo się też w ludziach i stosunkach wiele zmieniło. Co dzień niemal, za dnia lub wieczorem, mógłeś tu zastać jaką znaną osobistość, bądź z rodziny bliższéj lub dalszéj, bądź gościa z miasta lub ze wsi, nieraz z poza granicy, a liczne towarzystwa, celem narad lub zabawy, aż nadto często przepełniały pokoje państwa Mateckich. Bo też gościnność pana Teofila i jego żony była niezwyczajna; tłumy zaproszonych znajdowały nie tylko przyjacielskie i szczere z ich strony przyjęcie, ale i pod względem materyalnym najzupełniejsze zadowolenie, jak rzadko gdzieindziéj. Ileż ja to u nich, panie Ludwiku, spędziłem chwil miłych i wesołych, z iluż to spotkałem się rozmaitymi ludźmi, ileż nowych znajomości porobiłem! Niejeden szczegół z owych zebrań pozostał mi jeszcze w pamięci, a jego przypomnienie powiększa mój żal za tymi, którzy się już usunęli.
Dzieci państwo Mateccy własnych nie mieli, ale na dzieciach im nie zbywało. Wychowali u siebie kilku chłopców z najbliższéj rodziny, między nimi owego Karola Libelta, który pod Brdowem zginął, i znakomitego uzdolnieniem swojem doktora Warnkę, którego tak wczesna śmierć społeczeństwu naszemu wydarła; prócz tego zastąpili zupełnie miejsce rodziców dwom jego siostrom, wziąwszy je od lat najpierwszych pod troskliwą i serdeczną swoją opiekę. Jednę z tych córek, za mąż wydaną, zabrała im śmierć w młodym jeszcze wieku, druga, jak wiesz, wywalczyła sobie jeszcze za ich życia przez