Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i początki łaciny, matematyki, polskiego i niemieckiego potrafili wybornie wbijać swoim uczniom i trzymać ich w niezwykłym rygorze. Nie znając jeszcze nowszych przesadzonych humanitarnych teoryi i nie krępowani z góry jakiemiś względami zdrowotności, lecz trzymając się zasady, z klasztornego wychowania zaczerpniętéj, że bat jest ultima ratio pedagogiki, bili co się zmieściło za lenistwo, lekkomyślność i nieporządek. W bursie Kosmowskich każdy sam o sobie pamiętać musiał, czyścić sobie rzeczy i buty, zamiatać kolejno pokoje, a przytem mówić po łacinie, jeśli się nie chciał narazić na signum, za które się w sobotę wieczorem brało solenne baty; porządku przestrzegał Besler, który malowany nie był i miał ciężką rękę. Uczniów, po skończeniu trzemeszeńskiéj szkoły chcących kształcić się daléj, przyjmowano w gimnazyum poznańskiem do quarty, ponieważ tam zaczynano greckie, przedmiot do planu w Trzemesznie nienależący; alé wszyscy niemal Trzemeszniacy należeli i w owéj klasie i w następnych klasach gimnazyalnych do celujących, tak w językach jako i w matematyce, dzięki wybornym początkom, które odebrali i surowéj karności, w któréj byli wychowani. Cegielski, gdy po odbyciu téj szkoły dostał się do Poznania, nie był tutaj opuszczonym, owszem, mimo szesnastu lat, poważnego będąc usposobienia, otrzymał, niepomnę już za czyjem poleceniem, miejsce nauczyciela domowego u państwa Suchorzewskich z Tarnowy, którzy mu dozór nad trzema synami swymi powierzyli i prawdziwie rodzicielską otoczyli go opieką; to też na tem stanowisku pozostał aż do skończenia nauk gimnazyalnych.
Państwo Suchorzewscy mieli tutaj w Poznaniu mieszkanie, do którego bardzo często z pobliskiéj wsi dojeżdżali i w którem Cegielski z chłopcami rezydował. Nie mogę, panie Ludwiku, starego pana Jana Suchorzewskiego