Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jego, będącym w moim wieku, znałem się dobrze; odwiedzaliśmy się nawzajem, a ztąd wiem, że miał mamę niemłodą, wysoką, suchą i bardzo nieładną i że rodzice jego żyli całkiem samotnie, ponieważ ojciec ciągle nad książkami siedział i o towarzystwo niedbał wcale.
Trzecim wreszcie, panie Ludwiku, który przez długi czas w tym samym domu mieszkał, na dole, po prawéj stronie od wnijścia, był głośny swego czasu profesor Martin, który, przyszedłszy do nas razem z Jacobem, ile pamiętam dwódziestego piątego roku, umarł tu na św. Wojciechu w dość późnym wieku jako emeryt. Sprowadzono go tu dotąd z Halli, jego ojczyzny, a przybył, ile pamiętam, po św. Michale, w czasie dżdżystym i zimnym, dla tego też wizyty swoje u kolegów odbywał w długim granatowym płaszczu o czterech kołnierzach, niezdejmując go w pokoju, chociaż był przemoczony. W filologicznym świecie niemieckim nazywano go nieraz doctus Martinus, miał bowiem pewien rozgłos przez swoje krytyczne uwagi nad niektórymi pisarzami greckimi, śmiałe konjektury co do miejsc podejrzanych lub zepsutych, jako też subtelny węch w wietrzeniu interpolacyi, czyli miejsc do tekstu oryginalnego późniéj przez kogoś innego wtrąconych. Ale nie mogły sobie owe piękne, greckie Kameny mniéj odpowiedniego zewnętrznością swoją obrać arcykapłana. Dość wysoki i chudy, w każdem poruszeniu bądź rąk, bądź nóg niezgrabny i koszlawy, z twarzą pospolitą, bynajmniéj genialności nie zdradzającą, osobliwie gdy wśród jakiéj emocyi gębę roztworzył i oczy wytrzeszczył, zacinał się szanowny Martin raz poraz w mowie i, jakoby chwytając wyrazy, z trudnością myśli swoje wypowiadał.
Nie dziw więc, że książę Antoni Radziwiłł, gdy mu figurę Martina, niezgrabnym do tego przyodzianą frakiem, przedstawiano, zawołał podobno do kogoś z bli-