Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dnem oknie, na lewo stała szafa z książkami, w środku trzy stoły pełne papierów, starych pieniążków, odcisków numizmatycznych i narzędzi do rytowania; daléj biurko jakieś odwieczne; po prawéj stronie biedne łóżko flanelowym kocem pokryte, za niem znów stół z księgami, a daléj kilka w ścianę wmurowanych desek zapchanych także książkami i szpargałami; prócz tego pięć czy sześć słomą wyplatanych prostych krzeseł, otóż wszystko co tam widziałem.
Przebiegłszy doręczone mu listy, wdał się ze mną Lelewel w rozmowę, wypytywał o Księstwo, o Zakrzewskiego i Żupańskiego, rozweselił się w ciągu mowy, śmiał się nawet szczerze opowiadając o Brukseli, o Belgijczykach, to i owo zdarzenie z swego życia, a wyrazom jego płynnym i szybkim towarzyszyła ciągła gra wielkich ócz i rysów twarzy. Spostrzegłem zaraz, co mi już Zakrzewski był powiedział, że łatwo go wprowadzić można w dobry humor, któremu się chętnie oddaje, byle pewne osoby i wypadki poruszyć; prócz tego zaś przekonałem się o jego specyalnéj uczoności, bo, gdy mu dałem łacińską rozprawę z pola mitologii rzymskiéj, którą tam na uniwersytecie napisałem, rzuciwszy okiem na jednę i drugą stronnicę, począł prawić o niektórych szczegółach i pisarzach dotyczących tego przedmiotu z gruntowną znajomością rzeczy, chociaż mu może od lat kilkudziesięciu mitologia nie postała w głowie. Nazajutrz przyszedł do mnie do oberzy, żeby mi, jak to mówią, oddać rewizytę, a wystaw sobie, panie Ludwiku, ponieważ ja u niego byłem we fraku, przyszedł także we fraku swoim odwiecznym. Był tak łaskaw przyjąć śniadanie, do którego się właśnie zabierałem, siedział godzinę przeszło i rozpowiadał dużo o różnych emigracyjnych stosunkach, z których był niezadowolony, o kilku przygodach i zajściach, które miał bądź ze swymi, bądź