Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiedniem zupełnie i skłonnościom serca swego i potrzebom ducha otoczeniu, do którego należeli: brat jego, jenerał Chłapowski, Stanisław Chłapowski z Czerwonéjwsi, Cezary Plater, referendarz Morawski z Oporowa i syn jego Wojciech, Kajetan Morawski, osobliwie jenerał Morawski, mieszkający w Luboni i ożywiający, mimo podeszłego wieku, wszystkich wokół siebie poetycką werwą i dowcipem. Urozmaicali to towarzystwo goście pokrewni rodem, lub duchem, przyjeżdżając na czas dłuższy lub krótszy, Andrzéj Koźmian, Michał Mycielski, ks. Antoniewicz, Ulrych, księża: Janiszewski, Prusinowski, Kajsiewicz i Semeneńko, Klaczko, Rogier Raczyński i inni, których już nie pamiętam. Lecz nie kończyło się na przyjemnościach i rozchoworach towarzyskich; w czasie wolnym od nich i od zatrudnień gospodarskich, zajmował się pan Stanisław pisywaniem artykułów do „Przeglądu“, którego cały ciężar redakcyjny spadł na niego, gdy brat, Jan Koźmian, do Rzymu odjechał, jako też owych ciekawych i dowcipnych Listów z nad Orli, któremi bezimiennie, na prośbę Napoleona Kamieńskiego, zasilał „Gazetę W. Księstwa Poznańskiego“.
Prócz tego pisywał do dzienników angielskich, od czasu do czasu układał wiersze i za przyjazdem Ulricha zabrał się znowu do pracy nad ulubionym Szekspirem. Owego amicusa Ulricha, który aż dwadzieścia szekspirowskich dramatów przetłómaczył, poznałem także, nie wiem już przy jakiéj sposobności; widziałem się z nim kilka razy, był nawet u mnie. Zewnętrzność jego trochę niepokaźna: niewielki, gruby, z dużą głową, szeroką twarzą i szerokim nosem, z włosami w nieładzie na obszernéj łysinie, ale w całéj postaci swojéj miał coś tak dobrodusznego i tak, przy pierwszem zaraz spotkaniu, był otwartym i koleżeńskim, do tego tak biegłym w mówieniu i umiejącym mówić o wszystkiem, że łatwo było