Uczniowie zaś bynajmniéj nie przepadali się za nim, albowiem, strasznie surowy w szkole, bił z zimną krwią i nielitościwie tak za naukę jak za niespokojność. Pensyonarze jego w ciągłym byli strachu, a pan Tadeusz Radoński, który chłopakiem będąc mieszkał u niego z swoim starszym bratem, powiadał mi, że do śmierci nie zapomni Jakubowskiemu tych wokabuł francuskich stami zadawanych i tych batów codziennych, które od niego odbierał.
Wszakże na jego obronę przyznać muszę, że nie on sam jeden wtenczas uważał za główną zasadę pedagogiki napędzać rozumu z dołu do góry i od téj praktyki, która, w miarę użyta, miała swoje dobre strony, żaden chłopiec, ile pamiętam, nie zachorował. Pomijając te może zbyteczną gorliwość w uczeniu, posiadał Jakubowski, prócz gorącego patryotyzmu, bardzo cenne przymioty. Był czynnym ciągle i pracowitym, a poza obowiązkami swemi zajmował się zawsze czemsiś, z szczególnem upodobaniem botaniką; zbierał, suszył i układał rośliny, a zielnik jego, który kilka razy przeglądałem, był bardzo znaczny, starannie uporządkowany i opisany podług systemu Lineusza. W późniejszych latach całemi dniami wyrzynał w papierze rozmaite desenie i obrazy. Widziałem kilka takich jego arcydzieł, świadczących o chińskiej iście drobnostkowości i cierpliwości, zwłaszcza iż wszystko wycinane, wymodelowane i wypunktowane było jednym i tym samym starym scyzorykiem. Ten scyzoryk posłużył mu także do wyrzeźbienia na wielkiéj dębowéj płycie obrazu Matki Boskiéj częstochowskiéj, któremu kilka lat usilnéj pracy poświęcił. Ofiarował go przed śmiercią kościołowi katedralnemu i tam go oglądać możesz w pierwszéj kaplicy na lewo od wielkiego ołtarza i podziwiać jeśli nie wartość estetyczną, to przynajmniej żelazną wytrwałość i zręczność okazu-
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/75
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.