Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

drugi róg Zamkowéj uliczki, gdzie na dole widzisz w oknie wystawnem płaszczyki, kobierce, mantylki i materye, zajmowała, dawnemi czasy, księgarnia J. A. Munka, przez cały szereg lat główna w Poznaniu. Ten Munk, żyd, ale człowiek wykształcony, mówiący słabo po polsku, wiele lepiéj po francuzku, przy tem w obejściu bardzo przyzwoity, był w ciągłéj styczności tak z obywatelami wiejskimi jako i z inteligencyą miejską, dostarczał książek francuzkich nielicznym wprawdzie wtenczas, nawet między paniami, amatorom téj lektury, przedewszystkiem książek szkolnych gimnazyastom i był nakładcą niejednego dziełka miejscowych autorów. Między innemi puścił się już w roku 1819 na wydanie pierwszego literackiego czasopisma u nas, które wychodziła pod tytułem Pisma miesięcznego, lecz wytrwało ledwo kilka miesięcy; nieco później roku 1821 przyjął nakład i odpowiedzialność [[Mrówka poznańska|Mrówki poznańskiéj]], który to owad, również literacki, tylko rok miał żywota, bo wtedy podobne pisma mało kogo obchodziły. Wkrótce jednak po roku trzydziestym piątym, ożeniwszy się, bodajnie w Swarzędzu, poszedł za radą praktyczniejszego teścia, porzucił zawód książkowy, chwycił się zboża, a przedewszystkíem wełny, która wtedy była świetnym przedmiotem handlu i dorobił się bardzo znacznego majątku. Syn jego, lekarz, zyskał jako profesor przy uniwersytecie berlińskim pewne znaczenie w zawodzie naukowo-medycznym. Tego Munka odwiedzałem często, chłopcem będąc, bo dla bliższéj znajomości z ojcem okazywał mi wiele życzliwości i cierpliwości, rozmawiając ze mną po francuzku i pozwalając szukać po książkach obrazków, których widok mnie uszczęśliwiał; dla tego pana Munka do dziś dnia zachowałem w miłéj pamięci, zwłaszcza gdy przekonałem się później, iż zbogaciwszy się wśród Polaków i z Polaków, nigdy nieprzy-