Przejdź do zawartości

Strona:Marcel Schwob - Księga Monelli.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jemnicze malowidło, na którem kochanek trzyma nad kochanką miecz, zobaczyli bowiem sami siebie we mgle wieczornej: a takie rozdwojenie zwiastuje śmierć. Ale nie lękała się swego obrazu, bo widziała się zawsze tylko nieskalaną i przesłoniętą, nigdy okrutną ani żądną — sobą dla siebie. I ani polerowne zielono złote blachy, ani ciężkie opony żywego srebra nie ukazały Morganie — Morgany.
Kapłani jej kraju byli wieszczbiarzami i czcicielami ognia. Wsypali piasek w czworogranną skrzynkę i kreślili w nim linie; obliczyli za pomocą talizmanów w pergaminach zamkniętych, uczynili zwierciadło czarne z wody zmięszanej z dymem. A wieczorem Morgana przyszła do nich i cisnęła w ogień trzy podpłomyki ofiarne. »Patrz«, rzekł wieszczbiarz; i wskazał jej czarne płynne zwierciadło. Morgana spojrzała: i oto najpierw opar jasny przemknął przez powierzchnię, potem zakipiał tęczowy kręg, a wreszcie powstał obraz i przesunął się zlekka. Był to dom biały, sześcienny o długich oknach. A z trzeciego okna zwisał ciężki, bronzowy pierścień. Dokoła roztaczał się szary piasek. »To jest