Przejdź do zawartości

Strona:Marcel Schwob - Księga Monelli.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mnienia o tobie ukochany. To gniazdeczko jest białe i jedwabiste, i nie wydaje mi się chłodnem ani ciemnem. Ale może dla innych nie jest takiem. Wiem, że nie otworzy się wcale i że zostanie zamknięte jak tamten dawny kokon. Tylko mnie w nim już nie będzie. Bowiem czekaniem mojem jest, że odfrunę niby małe stworzonko skrzydlate, by nikt nie wiedział jak. A dokąd mam odlecieć nie wiem sama; ale to jest czekanie moje. I dzieci także, i ty ukochany, i dzień kiedy nie będzie już pracy na świecie, jest tem czekaniem mojem. Jestem małem zwierzątkiem, ukochany; nie umiem wytłomaczyć lepiej.
— Trzeba, trzeba, rzekłem, Monello, abyś raz ze mną wyszła z tych ciemności; bo wiem, że tak nie myślisz; i schowałaś się tu, by płakać; ale że znalazłem cię nareszcie zupełnie samą, śpiącą tu, zupełnie samą, czekającą tu, pójdź ze mną, pójdź ze mną, z tej chłodnej ciemności.
Nie i nie zostawaj tu ukochany, bo zbytnio byś cierpiał; i ja wrócić nie mogę, bo domek, który sobie utkałam jest zamknięty, że nie mogę zeń wyjść.
I Monella objęła mi szyję ramionami, a po-