Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rin, tak jak nikomuby nie przyszło na myśl przedstawiać się bileterce w teatrze, do którego wielka dama ściągnęłaby na jeden wieczór całą arystokrację.
— Był kuzyn wczoraj u Eliany de Montmorency? — spytała pani de Mortemart, żądna przedłużyć rozmowę.
— Och, Boże, nie; bardzo lubię Elianę, ale nie rozumiem sensu jej zaproszeń. Jestem zapewne trochę ograniczony — dodał baron z szerokim uśmiechem zadowolenia, gdy pani de Mortemart czuła że będzie miała nowalję „Palameda“, jak często miewała nowalję „Oriany“. Dostałam przed dwoma tygodniami bilecik od dobrej Eliany. Nad nazwiskiem Montmorency — grubo spornem — znajdowało się to uprzejme zaproszenie: „Kuzynie, bądź tak łaskaw pomyśleć o mnie w przyszły piątek o 9½“. Poniżej widniały dwa słowa mniej wdzięczne: „Kwartet czeski“. Słowa te były niezrozumiałe, w każdym razie bez większego związku z poprzedniem zdaniem, jak owe listy, na których odwrocie zaczęto inny list, rozpoczynający się od „Drogi przyjacielu“, przyczem brak dalszego ciągu: widać piszący, przez roztargnienie lub przez oszczędność, nie wziął nowej ćwiartki. Bardzo lubię Elianę; toteż nie miałem do niej pretensyj, poprostu przeszedłem do porządku nad dziwnym i niewczesnym „kwartetem czeskim“; że zaś jestem człowiekiem systematycznym, położyłem na ko-