Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czy przeważnie wydarzenie polityczne — felietonowy filozof jest przekonany, że coś się zmieniło we Francji, że już się nie ujrzy podobnych wieczorów, że już się nie będzie podziwiało Ibsena, Renana, Dostojewskiego, d’Annunzia, Tołstoja, Wagnera, Straussa. Bo dziennikarze-filozofowie z dwuznacznych podszewek tych oficjalnych manifestacyj czerpią argumenty na to aby znaleźć coś „dekadenckiego“ w entuzjastycznie powitanej sztuce, która często jest ascetyczniejsza od innych. Ale nie ma nazwiska, pośród nazwisk najbardziej czczonych przez tych felietonowych filozofów, któreby najnaturalniej nie dało powodu do takich dziwnych biesiad, choćby dziwność ich była mniej jaskrawa i lepiej ukryta.
Co się tyczy tej fety, nieczyste elementy, które się w niej skojarzyły, uderzały mnie z innego punktu widzenia; niewątpliwie, mógłbym bez trudu zanalizować je, mając sposobność poznać je oddzielnie. Ale jedne, wiążące się z panną Vinteuil i jej przyjaciółką, mówiąc o Combray, mówiły mi zarazem o Albertynie, to znaczy o Balbec: przecież dlatego, żem niegdyś widział pannę Vinteuil w Montjouvain i żem się dowiedział o zażyłości jej przyjaciółki z Albertyną, miałem za chwilę, wróciwszy, zastać, zamiast samotności, czekającą na mnie Albertynę! Drugie, tyczące Morela i pana de Charlus, mówiąc mi o Balbec (gdziem patrzał na początek ich stosunków na peronie w Don-