Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jej jest tak źle, pani Verdurin odparła: „Drogi panie, muszę się przyznać, że mnie to niewiele wzrusza. Niema celu udawać tego, czego się nie czuje“. Z pewnością mówiła tak przez lenistwo, zawczasu zmęczona myślą, że musiałaby przybierać smutną twarz na cały wieczór; a także przez dumę, aby się nie zdawało, że szuka wymówek iż nie odwołała przyjęcia; także przez obłudę i spryt, brak współczucia bowiem zaszczytniejszy był o ile płynął raczej ze specjalnej, nagle przejawiającej się antypatji do księżnej Szerbatow niż z zasadniczego braku serca; i dlatego, że szczerość, której nie można podawać w wątpliwość, mimowoli działa rozbrajająco. Gdyby pani Verdurin nie była naprawdę obojętna na śmierć księżnej, czyżby, dla usprawiedliwienia swego rautu, oskarżała się o winę znacznie cięższą? Zapominało się zresztą, że pani Verdurin, równocześnie ze swojem zmartwieniem, wyznałaby fakt, iż nie miała odwagi wyrzec się przyjemności; otóż oschłość serca była czemś bardziej rażącem, niemoralniejszem, ale mniej upokarzającem, tem samem łatwiejszem do wyznania niż namiętność uciech światowych. Tam gdzie winnemu zbrodni grozi niebezpieczeństwo, wyznania dyktuje interes; w błędach bez sankcji karnej — miłość własną. Pani Verdurin uważała z pewnością za bardzo zużyte aforyzmy ludzi, którzy, nie chcąc dla zgryzot wyrzekać się swoich przyjemności, uwa-