Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/286

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tego lata nie miała tyle powietrza, ile jej potrzeba. Niech pan pomyśli, opuściła Balbec z końcem lipca, myśląc że wróci we wrześniu; i ot, brat jej zwichnął nogę, i nie mogła wrócić.
Więc Albertyna oczekiwała Anny w Balbec i zataiła mi to! Prawda że w tych okolicznościach tem milsze było że mi zaproponowała powrót. Chyba że...
— Tak, przypominam sobie, Albertyna wspominała mi o tem (to nie była prawda.) Kiedyż się zdarzył ten wypadek? Wszystko to poplątało mi się trochę w głowie.
— Ależ... o ile wiem, zdarzył się w samą porę, bo nazajutrz przypadał termin najmu i babka Anny musiałaby zbytecznie opłacać nowy miesiąc za willę. Złamał nogę 14-go września, Anna miała czas zatelegrafować do Albertyny 15-go rano że nie przyjedzie, a Albertyna dać znać do biura. Jeden dzień później, a kontrakt przedłużyłby się automatycznie do 15-go października.
Tak więc, z pewnością kiedy Albertyna, zmieniając zamiar, rzekła: „Jedźmy dziś wieczór“, widziała w myśli mieszkanie, mieszkanie babki Anny, gdzie od naszego powrotu mogła widywać przyjaciółkę, z którą (bez mojej wiedzy) miała się spotkać niedługo w Balbec. Tę tak poczciwą zgodę na powrót ze mną, tak sprzeczną z jej poprzednią upartą odmową, starałem się przypisać jej dobremu sercu. Była poprostu odbiciem zmiany za-