Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A mimo to, Albertyna była tak lekkomyślna, że dodała:
— Jeżeli chce mnie widzieć, mnie wszystko jedno, jest bardzo miła, ale wcale nie zależy mi na tem.
Tak więc, kiedym mówił o fotografji Estery, którą mi przesłał Bloch (a jeszcze jej nawet nie otrzymałem, kiedym mówił o tem Albertynie), ona zrozumiała, że Bloch pokazywał mi jej własną fotografję, którą dała Esterze. W najgorszych przypuszczeniach nie wyobrażałem sobie, aby mogła istnieć podobna zażyłość między Albertyną a Esterą. Albertyna nie umiała mi nic odpowiedzieć, kiedym mówił o fotografji. A teraz, myśląc błędnie że ja wiem wszystko, uważała za sprytniejsze przyznać się. Byłem przygnębiony.
— A potem, Albertyno, błagam cię o jedno; nie staraj się mnie nigdy widzieć. Gdybyśmy kiedy — co może się zdarzyć za rok, za dwa, za trzy lata — znaleźli się w jednem mieście, unikaj mnie.
Widząc że nie odpowiada na moją prośbę, dodałem:
— Albertynko, nie spotkajmy się już nigdy w życiu. Toby mi było zbyt przykro. Bo ja naprawdę bardzo cię lubiłem, wiesz. Pamiętam, kiedym ci powiedział kiedyś, że chcę widzieć tamtą osobę, o której mówiliśmy w Balbec, myślałaś że to się stało. Ale nie, zaręczam ci że mi to było obo-