Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

panny Vinteuil (o ile była u Verdurinów) bądź poprostu od pani Verdurin, która mogła mówić o niej z panną Vinteuil, nie dopuściła mnie do słowa i wyznała mi rzecz wręcz przeciwną temu co przypuszczałem. Ale wyznanie jej, dowodzące że Albertyna nigdy nie przestała kłamać, sprawiło mi prawie tyleż przykrości, zwłaszcza że nie byłem już, jak wspomniałem przed chwilą, zazdrosny o pannę Vinteuil. Uprzedzając mnie tedy, Albertyna rzekła:
— Dowiedziałeś się zatem dziś wieczór, żem skłamała, twierdząc, iż byłam prawie wychowanką przyjaciółki panny Vinteuil... To prawda, że ci trochę skłamałam. Ale czułam, że tak mało znaczę dla ciebie, widziałam że tak cię interesuje muzyka tego Vinteuila, że ponieważ jedna z moich koleżanek — to jest prawda, przysięgam była w przyjaźni z przyjaciółką panny Vinteuil, chciałam poprostu zrobić się interesująca w twoich oczach, zmyślając is znałam dobrze obie. Czułam, że cię nudzę, że mnie uważasz za gęś; pomyślałam, iż, przyznając się do zażyłości z temi osobami, i blagując że mogłabym ci udzielić szczegółów o muzyce Vinteuila, nabiorę trochę uroku w twoich oczach, że to nas zbliży. Kiedy kłamię, to zawsze z czułości dla ciebie. I trzeba było tego nieszczęsnego wieczoru u Verdurinów, abyś się dowiedział prawdy, przesadzonej może zresztą. Założę się, że przyjaciółka panny Vinteuil powiedziała, że mnie nie zna. Widziała mnie co najmniej dwa razy u