Strona:Marcel Proust - Wpsc05 - Sodoma i Gomora 02-03.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tego rodzaju, skrzypek był o wiele bardziej przerażony niż widząc jak garson zabiera wzgardzone róże i cup; zastanawiał się z niepokojem, jakie to wrażenie zrobi w „klasie“. Ale nie mógł się oddać tym refleksjom, bo p. de Charlus rzekł rozkazująco:
— Spytaj się garsona, czy ma chrześcijanki.
— Chrześcijanki?... Nie rozumiem.
— Widzisz, że jest pora na owoce, chodzi o gruszkę. Możesz być pewien, że pani de Cambremer, jako prawa hrabina d’Escarbagnas, ma te bonkretki. Pan Thibaudier posyła jej gruszki, a ona powiada: „Voilà du bon chrétien, qui est fort beau“.
— Nie, nie wiedziałem.
— Widzę, widzę, że ty nic nie wiesz. Jeżeliś ty nie czytał nawet Moliera... No i co, skoro, obok innych braków, nie umiesz rozkazywać, poproś poprostu o gruszki, które rodzą się właśnie w tych stronach: Louise-Bonne d’Avranches...
— Louise jak?...
— Zaczekaj, skoro jesteś tak niezdarny, ja sam zażądam innych, które wolę. Garson, macie tutaj la Doyennee des Comices? Charlie, powinienbyś przeczytać uroczy ustęp, jaki napisała o tej gruszce księżna Emilia de Clermont-Tonnerre.
— Nie, proszę pana, nie mamy.
— Macie Triomphe de Jodoigne?

86