Strona:Marcel Proust - Wpsc05 - Sodoma i Gomora 02-03.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I na mój sprzeciw, pani Verdurin dodała:
— Ależ tak. Nie chcę nic mówić przeciwko niemu, skoro to był pański przyjaciel; zresztą on pana bardzo lubił, mówił o panu przemiłe rzeczy, ale niech się pan spyta tych tam, czy on kiedy przy obiedzie powiedział coś zajmującego? A ostatecznie, to jest próba człowieka. No i co, nie wiem czemu, ale Swann w moim domu to było nic, dosłownie nic. A jeszcze i to niewiele co był wart, zaczerpnął tutaj.
Zapewniłem panią Verdurin, że był bardzo inteligentny.
— Nie, nie, pan w to wierzy, bo go pan znał mniej dawno niż ja. W gruncie, bardzo szybko dochodziło się do dna. Mnie on nudził śmiertelnie. (Tłumaczenie: bywał u księstwa La Tremoille i u Guermantów i wiedział, że ja tam nie bywam.) A ja mogę wszystko znosić, z wyjątkiem nudy. Och, tego nie!
Wstręt do nudy był teraz u pani Verdurin racją mającą tłumaczyć skład „paczki“. Nie przyjmowała jeszcze wielkich dam, bo niezdolna była się nudzić, tak jak sobie odmawiała podróży jachtem z powodu morskiej choroby. Powiedziałem sobie, że to, co mówiła pani Verdurin, nie było całkiem fałszywe. Podczas gdy Guermantowie ogłosiliby Brichota największym głupcem jakiego w życiu widzieli, ja nie byłem pewny, czy on w gruncie nie

21