Strona:Marcel Proust - Wpsc05 - Sodoma i Gomora 02-03.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Rafael zesłany przez Boga młodemu Tobiaszowi.
I baron uśmiechnął się z wyniosłą miną i z radością, której Morel, bynajmniej nie zachwycony perspektywą takiego powrotu, nie zdawał się podzielać. Upojony porównaniem siebie z archaniołem a Morela z synem Tobiasza, p. de Charlus nie myślał już o celu swojego odezwania się, którym było zmacać grunt, aby się dowiedzieć, czy, jak baron tego pragnął, Morel zgodzi się z nim wracać do Paryża. Upojony miłością czy próżnością, baron nie widział — lub udał że nie widzi miny skrzypka, bo zostawiwszy go samego w kawiarni, rzekł do mnie z dumnym uśmiechem:
— Czy pan zauważył, jaki on był szczęśliwy, kiedym go porównał z synem Tobiasza? To dlatego, iż, będąc bardzo inteligentny, zrozumiał, że Ojciec przy którym ma żyć odtąd, to nie jego ojciec cielesny (będący zapewne jakimś okropnym fagasem), ale ojciec duchowy, to znaczy Ja. Co za duma dla niego! Jak hardo podnosił głowę! Jaką uczuł radość, że zrozumiał. Jestem pewien, że będzie sobie powtarzał codzień: „O Boże, któryś dał błogosławionego archanioła Rafaela za przewodnika twemu słudze Tobiaszowi w długiej podróży, pozwól nam, sługom twoim, aby nas zawsze wspomagał i darzył opieką“. Nie potrzebowałem — dodał baron, mocno przekonany że będzie kiedyś zasiadał przed tronem Boga — mówić mu, że

191