Strona:Marcel Proust - Wpsc05 - Sodoma i Gomora 02-02.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tecznie, czyże go ta miłość drażniła, lub że się obawiał iż ujawnienie jej pozbawi go innych gratek. Ale właśnie ten chłód podobał się panu Nissimowi ze wszystkiem co ukrywał; bądź przez hebrajski atawizm, bądź przez profanację uczuć chrześcijańskich osobliwie podobał sobie w ceremonji à la Racine, żydowskiej czy katolickiej. Gdyby to było prawdziwe przedstawienie Estery lub Atalji, pan Bernard żałowałby, że przedział wieków nie pozwolił mu znać autora, imć pana Racine, aby uzyskać dla swego protegowanego większą rolę. Że jednak ceremonja śniadania nie wyszła z pod pióra żadnego pisarza, p. Bernard starał się poprostu być w dobrych stosunkach z dyrektorem i z panem Aimé, iżby „młody izraelita“ wzniósł się do upragnionej godności garsona. Proponowano mu funkcje piwnicznego; ale pan Bernard skłonił młodego człowieka do odrzucenia tychże, ponieważ on sam, Nissim Bernard, nie mógłby wówczas patrzeć nań codzień, jak krąży po zielonej jadalni i być obsługiwany przezeń jak obcy gość. Przyjemność ta była tak wielka, że co roku pan Bernard jeździł do Balbec i zawsze jadał śniadanie poza domem. Pierwszy z tych nawyków tłumaczył sobie pan Bloch poetycznem upodobaniem w zachodach słońca, szczególnie pięknych na tem wybrzeżu; drugi nałogiem starego kawalera.
Prawdę mówiąc, ta omyłka krewnych pana Nissi-

84