Strona:Marcel Proust - Wpsc05 - Sodoma i Gomora 02-02.djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jakiem mówca ukradkiem darzy na zgromadzeniu kogoś obecnego, którego nazwisko cytuje. — Nie chciałbym być potępiony jako heretyk i recydywista herezji w kapliczce malarmejskiej, gdzie nasz nowy przyjaciel, jak wszyscy jego rówieśnicy, musiał służyć do mszy izoretycznej, przynajmniej jako ministrant i okazać się zgniłkiem lub Różokrzyżowcem. Ale doprawdy, za dużo widzieliśmy tych intelektualistów uwielbiających sztukę przez wielkie S, którzy, kiedy im nie wystarczy alkoholizować się Zolą, robią sobie zastrzyki Verlaine’a. Popadłszy w eteromanję przez dewocję baudelairowską, nie byliby już zdolni do męskiego wysiłku, jakiego ojczyzna może któregoś dnia zażądać, znieczuleni przez wielką newrozę literacką, w upalnej, wyczerpującej, ciężkiej od niezdrowych wyziewów atmosferze symbolizmu rodem z palarni opjum“.
Niezdolny udać ani cienia zachwytu dla niedorzecznej i napstrzonej tyrady Brichota, odwróciłem się do Skiego i zapewniłem go, że się absolutnie myli co do rodziny pana de Charlus. Odpowiedział, że jest pewny tego co mówi, i dodał, że ja sam mówiłem, iż prawdziwe nazwisko barona jest Gandin, Le Gandin.
— Powiedziałem — odparłem — że pani de Cambremer jest siostrą inżyniera, pana Legrandin. Ni gdy nie mówiłem z panem o panu de Charlus Między nim a panią de Cambremer jest nie wię-

267