Strona:Marcel Proust - Wpsc05 - Sodoma i Gomora 02-02.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie pięknie“. Tak że był swojej pani wierny do śmierci, czcił ją za jej dobroć i rozgłaszał że się dopuściła zdrady.
Pani Verdurin była dotknięta, że p. de Cambremer tak dobrze (jak mówił) poznaje la Raspelière. „Musi pan przecież spostrzegać pewne zmiany odparła. — Popierwsze, były tu te wielkie bronzy Barbedienne i te zakazane pluszowe krzesełka, które coprędzej wyprawiłam na strych, jeszcze zbyt honorowy dla nich!“ Po tej ostrej ripoście, podała panu de Cambremer ramię, aby przejść do jadalni. Zawahał się chwilę, powiadając sobie: „Nie mogę przecież wejść przed panem de Charlus“. Ale pomyślawszy że baron musi być starym przyjacielem domu (skoro mu nie dano honorowego miejsca), zdecydował się przyjąć ramię gospodyni. Oświadczył pani Verdurin, jak dumny jest, że go dopuszczono do tej biesiady (w ten sposób nazywał małą „paczkę“, nie bez uśmiechu niejakiego zadowolenia, że zna ten termin).
Cottard, który siedział obok pana de Charlus, przyglądał mu się z pod binokli, aby zawrzeć znajomość i „przełamać lody“; przyczem mruganie jego było o wiele natarczywsze niż byłoby niegdyś i nie przerywane falami nieśmiałości. Zachęcające spojrzenia doktora, podkreślone uśmiechem, nie mieściły się już w szkłach binokli, ki-

202