Strona:Marcel Proust - Wpsc05 - Sodoma i Gomora 02-02.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chambre’a, ale nie może mi pan brać za złe, że jeszcze więcej kocham żonę. O, idzie Cottard, może się go pan spytać.
I w istocie Verdurin wiedział, że lekarz domowy umie oddawać drobne usługi, jak naprzykład przepisać że nie trzeba się martwić.
Posłuszny Cottard powiedział pryncypałce: — Niech się pani tak przejmuje, a jutro zawali mi pani 39 stopni gorączki, — tak jakby powiedział kucharce: „Jutro zrobisz mi potrawkę cielęcą“. Medycyna, nie mogąc uleczyć, bawi się w zmienianie sensu czasowników i zaimków.
Verdurin z zadowoleniem ujrzał, że Saniette, mimo szykan doznanych dwa dni wprzódy, nie skrewił. W istocie bezczynność wszczepiła pani Verdurin i jej mężowi okrutne instynkty, którym wielkie okazje — zbyt rzadkie — już nie wystarczały. Udało się niegdyś poróżnić Odetę ze Swannem, Brichota z kochanką, powtórzyłoby się to z innymi, rozumie się samo przez się. Ale taka sposobność nie nastręczała się codzień. Saniette natomiast, dzięki swojemu przeczuleniu, dzięki swojej łatwo płochliwej nieśmiałości, był dla nich codzienną ofiarą. Toteż, z obawy aby im nie uciekł, zapraszano go zawsze uprzejmie i dobrodusznie, słowami takiemi, jakie mają w liceum „weterani“, w pułku „stara wiara“ dla rekruta, którego chce się zwabić w pułapkę jedynie poto aby się nad nim znęcać i robić mu dotkli-

173