Strona:Marcel Proust - Wpsc05 - Sodoma i Gomora 02-02.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

słowa; sposób straszliwie wyglądający na fintę i na to że naznaczała schadzkę, albo raczej że naznaczywszy ją pocichu, rzucała głośno te błahe zdania, aby „było naturalniej“. I kiedy następnie widziałem jak siada na rower i puszcza się pędem, nie mogłem zdławić myśli, że ona śpieszy na spotkanie osoby, do której ledwie się odezwała.
Conajwyżej, kiedy jaka młoda piękność wysiadła z auta koło plaży, Albertyna nie mogła się powstrzymać aby się nie odwrócić. I tłumaczyła mi zaraz: „Patrzałam na nową flagę wywieszoną przy kąpielach. Mogliby się zdobyć na porządniejszą. Dawna była dość szmatława, ale ta to bodaj jeszcze większa tandeta“.
Raz Albertyna nie ograniczała się do chłodu i zadała mi tem większy ból. Wiedziała iż mnie to drażni, że mogłaby czasami spotykać przyjaciółkę ciotki, wyglądającą „podejrzanie“ i spędzającą czasem parę dni u pani Bontemps. Albertyna rzekła poczciwie, że już się jej nie będzie kłaniać. A kiedy ta osoba zjawiała się w Incarville, Albertyna mówiła: „A propos, wiesz że ona jest tutaj. Czy ci już mówiono?“ jakby dla dowiedzenia, że jej nie widuje pokryjomu. Pewnego dnia, mówiąc to, dodała: „Tak, spotkałam ją na plaży, i umyślnie, chcąc być niegrzeczna, prawie otarłam się o nią, potrąciłam ją“. Kiedy Albertyna tak mówiła, przypomniało mi się pewne powiedzenie pani Bontemps, o którem ni-

98