Strona:Marcel Proust - Wpsc05 - Sodoma i Gomora 02-01.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nigdy nie dałam się zdejmować“. Wówczas posiała mnie do pana margrabiego, prosząc żeby panu nie mówił że to ona prosiła, czyby jej nie mógł wyfotografować. Ale kiedy wróciłam z tem że i owszem, nie chciała już, bo się jej zdawało, że bardzo źle wygląda. „To jeszcze gorsze (powiadała), niż żeby nie miał żadnej fotografji“. Ale że starsza pani nie była wcale głupia, poradziła na to, niby kładąc wielki kapelusz z opuszczonem rondem, że nic nie było znać, kiedy nie była w słońcu. Była bardzo kontentna ze swojej fotografji, bo w tej chwili ona nie myślała żeby miała wrócić żywa z Balbec. Darmo jej powtarzałam: „Proszę pani, nie trzeba tak, to grzech gadać takie rzeczy“; nic nie pomogło, takie miała zdanie. Ano cóż, już było sporo czasu, jak nic nie mogła jeść. Dlatego wysyłała panicza het daleko na obiad z panem margrabią. Wtenczas, zamiast iść do sali jadalnej, udawała że czyta, a kiedy powóz pana margrabiego odjechał, kładła się do łóżka. Bywało, że chciała sprowadzić naszą panią, żeby przyjechała ją jeszcze zobaczyć. A potem znów się bała, że ją przestraszy, niby że jej jeszcze nic takiego nie mówiła. „Widzi Franciszka — powiadała lepiej niech tam siedzi z mężem“.
Patrząc na mnie, Franciszka spytała nagle, czy mi „jest niedobrze“. Odpowiedziałem, że nie, a ona dodała:
— Panicz mnie tutaj trzyma w miejscu i każe ga-

235