Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dząc równocześnie jak smok, z cerą czerwoną jak ćwikła, odsłaniając wszystkie zęby w ciągłym śmiechu.
— Ale w takim razie musi być zazdrosna o mnie i niecierpieć mnie — przerwałem.
— W cale nie, mówiła o panu dużo dobrego. Kochanka księcia de Foix byłaby może zazdrosna, gdyby on pana wolał od niej. Nie rozumie pan? Niech mnie pan odprowadzi do domu, wytłumaczę to panu.
— Nie mogę, idę o jedenastej do pana de Charlus.
— O, wczoraj zapraszał mnie na dziś na obiad, ale żebym nie przychodził po trzech kwadransach na jedenastą. Ale jeżeli pan ma zamiar być u niego, może mnie pan odprowadzić choć do Komedji Francuskiej, będzie pan w peryferji — rzekł książę, który myślał z pewnością że to znaczy „w pobliżu“ albo „w centrum“.
Ale rozszerzone oczy prinza Von na szerokiej i pięknej czerwonej twarzy przestraszyły mnie; odmówiłem, powiadając, że przyjaciel ma po mnie wstąpić. Ta odpowiedź nie wydawała mi się niczem obrażającem. Prinz osądził zapewne inaczej, bo nigdy od tego czasu nie odezwał się do mnie.
— Muszę właśnie zajść do królowej Neapolu, ja-

63