Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zumiał całą wartość tej odwagi, powiódł dokoła okiem równocześnie zamglonem i rozczulonem, poczem przetarł monokl.
— Mój Boże, to djabelnie nudne Córka Rolanda — rzekł książę de Guermantes, z zadowoleniem, jakie mu dawało poczucie własnej wyższości nad dziełem, przy którem się tak nudził; może także przez suave mari magno, jakiego doświadczamy przy dobrym obiedzie, wspominając sobie tak straszliwe wieczory. Ale jest tam parę niezłych wierszy, jest poczucie narodowe.
Wtrąciłem, że się bynajmniej nie zachwycam panem de Bornier. „A, ma pan coś przeciw niemu — spytał ciekawie książę, który, ilekroć się mówiło źle o mężczyźnie, przypuszczał, że to musi płynąć z jakiejś osobistej urazy, a kiedy dobrze o kobiecie, że to jest początek miłostki. — Widzę, że pan go ma na wątróbce. Co on panu takiego zrobił? Niech nam pan to opowie. Ależ tak, musicie mieć z sobą na pieńku, skoro pan go krytykuje. To długie, ta Córka Rolanda, ale to ma swój zapaszek.
— Zapaszek, to dobrze powiedziane, jak na tak pachnącego autora — przerwała ironicznie pani de Guermantes. — Jeżeli nasz biedny mały znalazł się

28