Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-01.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Saint-Loup, mimo swego szczerego zmartwienia, dość był, jak sądzę, rad, że uniknie spotkania się ze mną, zważywszy jego obecne usposobienie dla mnie. Wyszedł, pociągnięty przez wuja, który, mając mu coś bardzo ważnego do powiedzenia i omal nie wybrawszy się w tym celu do Doncières, nie posiadał się z radości, że sobie może oszczędzić takiego kłopotu.
— A! gdyby mi ktoś powiedział, że wystarczy mi przejść przez dziedziniec i że cię spotkam tutaj, wziąłbym to za grubą blagę; dobry kawał, jakby powiedział twój kolega Bloch.
I oddalając się z Robertem, którego trzymał za ramię, powtarzał:
— Ha, ha, zaraz widać, że dotknąłem sznura wisielca, lub czegoś w tym rodzaju: mam złodziejskie szczęście.
To nie znaczy, aby książę de Guermantes był źle wychowany; wprost przeciwnie. Ale był z rzędu owych ludzi niezdolnych się postawić w położeniu innych, ludzi podobnych w tem do większości lekarzy i karawaniarzy, którzy, na chwilę oblókłszy żałobny wyraz twarzy i wyrzekłszy: „to są bardzo ciężkie chwile“, uściskawszy was ewentualnie i doradziwszy wam odpoczynek, w agonji lub w pogrzebie widzą już tylko mniej lub więcej zamknięte

48