Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-01.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ne — dałem je pochwycić w kleszcze uścisku dłoni w stylu niemieckim, z towarzyszeniem ironicznego czy też dobrodusznego uśmiechu prinza von Faffenheim. Przez manję przydomków, właściwą temu środowisku, tego przyjaciela pana de Norpois nazywano tak powszechnie „prinzem Von“, że on sam podpisywał się prinz Von, lub kiedy pisał do najbliższych — Von. Ten skrót można było jeszcze zrozumieć dla długości tego skomplikowanego nazwiska. Trudniej było ocenić racje, które kazały zastępować Elżbieta to przez Lili, to przez Bietka, jak w innym świecie roiły się „Kiki“. Można pojąć, że mężczyźni — mimo iż naogół wiodący puste i próżniacze życie — przyjęli formę „Quiou,“ aby nie tracić czasu na wymawianie Montesquiou. Trudniej zrozumieć, co zyskiwali, zmieniając imię Ferdynand jednego z kuzynów na Dynand. Nie trzeba zresztą sądzić, że w swoich przydomkach Guermantowie posługiwali się niezmiennie powtórzeniem sylaby. Tak np. dwóch sióstr, hrabiny de Montpeyroux i wicehrabiny de Vélude (obie były straszliwie otyłe), nigdy nie nazywano inaczej (o co się wcale nie gniewały i co nawet nie budziło niczyjego uśmiechu, taki zwyczaj był dawny) jak Maleńka i Kruszynka. Kiedy pani de Montpeyroux była poważnie chora,

212