Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-01.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czas potem, w teatrze, spytałem pana de Charlus, czy pozwoli sobie przedstawić Blocha; skoro wyraził zgodę, poszedłem po niego. Ale z chwilą gdy go pan de Charlus spostrzegł, zdumienie (opanowane natychmiast) odbiło się na jego twarzy, aby niebawem zmienić się w najwyższą wściekłość. Nietylko nie podał Blochowi ręki, ale za każdym razem kiedy ów coś mówił do niego, p. de Charlus odpowiadał mu w sposób wyraźnie impertynencki, zirytowanym i niegrzecznym tonem. Tak iż Bloch, który, wedle tego co mówił, dotąd otrzymywał od barona same uśmiechy, myślał że ja go nie poleciłem ale obmówiłem w czasie owej krótkiej rozmowy, w której, znając drażliwość barona w kwestjach etykiety, wspomniałem mu o swoim koledze, zanim go przyprowadziłem. Bloch opuścił nas z uczuciem człowieka który chciał dosiąść narowistego konia, lub płynąć wbrew falom odrzucającym go wciąż na żwir. I nie odzywał się do mnie przez pół roku.
Dnie, które poprzedziły mój obiad z panią de Stermaria, były dla mnie nie rozkoszne, ale nieznośne. Zazwyczaj, im czas oddzielający nas od celu naszych pragnień jest krótszy, tem wydaje się nam dłuższy, bo mierzymy go krótszą miarą lub poprostu bo go wogóle mierzymy. Papiestwo —

127