Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

a jeszcze w teatrze aparat sceniczny banalizuje te obrazy; natomiast widowisko, jakie nam daje wejście do salonu Turczynki lub Żyda, ożywiając figury czyni je tem dziwniejszemi, tak jakby chodziło istotnie o postacie wywołane mediumiczną siłą. To dusza (lub raczej to niewiele do czego się sprowadza, dotąd przynajmniej, dusza w tego rodzaju materjalizacjach), to dusza oglądana dawniej przez nas jedynie w muzeach, dusza dawnych Greków, dawnych Żydów, wyrwana z życia nieznaczącego i transcendentalnego zarazem, zdaje się wykonywać wobec nas tę zdumiewającą mimikę. W młodej Greczynce, która się nam wymyka, napróżne chcielibyśmy uścisnąć postać podziwianą niegdyś na jakimś wazonie. Miałem wrażenie, że, gdybym w świetle salonu pani de Villeparisis sfotografował Blocha, klisze dałyby ten sam obraz Izraela, niepokojący tak jakby się nie wyłaniał z ludzkości, budzący rozczarowanie bo, mimo wszystko, nazbyt podobny jest do ludzkości — obraz typowy dla fotografji z seansów spirytystycznych. Nawet, biorąc ogólniej, błahość słów wygłaszanych przez osoby pośród których żyjemy, daje nam wrażenie czegoś nadprzyrodzonego — w tym naszym biednym codziennym świecie, gdzie nawet genialny człowiek, od którego spodziewamy się, skupieni koło niego

71