Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

warjatka, i obstawałam przy tem. Musiała dopiero umrzeć, aby dowieść, jak słusznie wzbraniała się wychodzić.”
Wezwany doktór du Boulbon potępił jeżeli nie panią de Sévigné, której mu nie zacytowano, co przynajmniej babkę. Zamiast ją auskultować, zwrócił na nią swoje wspaniałe oczy, w których kryło się może złudzenie że przenika do głębi chorą, lub chęć wlania w nią tej iluzji — chęć rozmyślna, ale mająca robić wrażenie machinalnej — lub zamiar nie zdradzenia przed chorą że myśli całkiem o czem innem, lub wreszcie zyskania władzy nad nią. Doktór skierował rozmowę na Bergotte’a.
— A, bardzo wierzę, droga pani, to jest cudowne; jakże pani ma rację, że pani kocha jego książki! Ale którą pani woli? A, doprawdy! Mój Boże, istotnie, to może najlepsza. W każdym razie najlepiej skomponowana; Klara jest urocza; a z mężczyzn, który jest pani najsympatyczniejszy?
Myślałem zrazu, że on tak ściąga rozmowę na literaturę, bo go medycyna nudzi, może też aby okazać szerokość swego umysłu, a nawet — w bardziej terapeutycznym celu — aby wrócić chorej otuchę, okazać że nie jest niespokojny, oderwać ją od jej stanu. Ale później zrozumiałem, że du Boulbon, głośny zwłaszcza jako psychjatra i sławny ze

265