Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wien niepokój. Potrząsnęliśmy silnie termometr, aby usunąć wróżebny znak, jakgdybyśmy mogli, wraz ze stopniem temperatury, obniżyć tem gorączkę. Niestety, jasne było, że mała pozbawiona rozumu sybilla nie udzieliła tej odpowiedzi dowolnie; bo nazajutrz, ledwo znów włożono babce do ust termometr, natychmiast prawie, jednym skokiem, mała prorokini wspaniała pewnością i intuicją niewidzialnego dla nas faktu, zatrzymała się na tym samym punkcie, w nieubłaganym bezruchu, i ukazała nam lśniącym pręcikiem tę samą cyfrę: 38°3. Nie mówiła nic więcej, ale daremniebyśmy pragnęli, chcieli, prosili — pozostawała głucha, zdawało się że to jest jej ostatnie, przestrożne i groźne słowo. Wówczas, próbując zmusić ją do zmiany odpowiedzi, zwróciliśmy się do innej istoty z tego samego królestwa, ale istoty potężniejszej, która nie ogranicza się do pytania ciała, lecz może mu rozkazywać: do środka przeciw gorączce, pokrewnego z nieużywaną jeszcze wówczas aspiryną. Nie strzepnęliśmy termometru poniżej 37½, w nadziei że w ten sposób słupek rtęci nie będzie się musiał podnosić. Podaliśmy babce preparat i założyliśmy znów termometr. Jak nieubłagany strażnik, gdy mu pokazać rozkaz wyższej władzy, do której znaleźliśmy protekcję, oświadcza widząc rozkaz w porządku: „Wybornie, nie

261