Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

skoro poturbować to poza-europejskie indywiduum znaczyłoby dać zasłużoną nauczkę starej klempie.
Mówiąc te okropne, niemal obłąkane słowa, pan de Charlus ściskał mi ramię aż do bólu. Przypominałem sobie, że rodzina pana de Charlus cytowała wiele rysów anielskiej dobroci barona dla tej starej służącej, której molierowską gwarę przypominał w tej chwili; i powiadałem sobie, że byłoby interesujące ustalić mało dotąd zbadane stosunki między dobrocią a złością — mimo całej ich rozbieżności — w jednem i tem samem sercu.
Oznajmiłem baronowi, że w każdym razie pani Bloch już nie żyje, co zaś do starego Blocha, nie wiem, czyby mu przypadła do smaku zabawa, w której mógłby stracić oko. Pan Charlus był wyraźnie zirytowany:
— Bardzo nie w porę — rzekł — umarła ta kobieta. A co do wybitych oczu, właśnie Synagoga jest ślepa, nie widzi prawd Ewangelji. W każdym razie, pomyśl pan, w chwili gdy wszyscy ci nieszczęśni Żydzi drżą przed idjotyczną wściekłością chrześcijan, jakimż zaszczytem byłoby dla nich widzieć: że człowiek taki jak ja zniża się do bawienia się ich igraszkami.
W tej chwili spostrzegłem starszego pana Blocha, który minął nas, idąc zapewne naprzeciw syna. Nie

244