Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie, drogi panie, nie chodzę już na bale — odparła pani de Villeparisis z ładnym uśmiechem starej kobiety. A wy idziecie? To w sam raz na wasze lata, dodała obejmując wspólnem spojrzeniem pana de Châtellerault, jego przyjaciela i Blocha. Mnie także zaproszono, rzekła udając dla żartu że się tem pyszni. Zaproszono mnie nawet osobiście (zaproszono, to znaczyło księżna de Sagan).
— Ja nie mam zaproszenia — rzekł Bloch, myśląc że pani de Villeparisis ofiaruje mu się wystarać o nie i że pani de Sagan będzie szczęśliwa powitać u siebie przyjaciela kobiety, którą była zaprosić osobiście.
Margrabina nie odpowiedziała nic, a Bloch nie poruszał już tego tematu, bo miał z nią poważniejszą sprawę do obrobienia, w którym-to celu zaprosił się na pojutrze. Usłyszawszy mianowicie, jak dwaj młodzi panicze mówią że się podali do dymisji z klubu przy ulicy Royale, gdzie wpuszczają byle kogo, Bloch chciał prosić pani de Villeparisis aby mu tam wyrobiła przyjęcie.
— Ci Sagan, nieprawdaż, to szczyt fałszywej elegancji, straszne snoby? — rzekł sarkastycznie.
— Ależ nie, to jest to co mamy najlepszego na składzie w tym rodzaju — odparł pan d’Argen-

164