Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mi słowami, ani do klubu Volney (należę tylko do Union i do Jockey), pan nie należy do Jockey, proszę pana? spytał historyka, który, rumieniąc się jeszcze bardziej, przeczuwając impertynencję i nie rozumiejąc jej, zaczął drżeć na całem ciele. ...Ja, który nie bywam nawet na obiadach u pana Emila Ollivier, wyznaję, że nie znałem słowa mentalność. Jestem pewien, że i ty, Argencourt, jesteś w mojem położeniu.
— Wiecie, czemu nie można zaprodukować dowodów winy Dreyfusa? Zdaje się dlatego, że on jest kochankiem żony ministra wojny. Mówi się o tem pocichu.
— A, myślałem że żony prezydenta ministrów, rzekł pan d’Argencourt.
— Jesteście równie nudni jedni jak drudzy z tą całą sprawą, rzekła księżna de Guermantes, która na gruncie towarzyskim zawsze starała się okazać, że nie podlega niczyim wpływom. Ta rzecz nie może mieć dla mnie znaczenia z punktu widzenia Żydów, z tej dobrej racji, że nigdy nie było ich między moimi znajomymi i mam nadzieję pozostać zawsze w tej błogiej nieznajomości. Ale z drugiej strony, wydaje mi się nieznośne, aby Marja Aynardowa lub Wiktoryna narzucały nam całą kupę pań Durand lub Dubois, których nie bylibyśmy nigdy

153