Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szcza Roberta, którego ojciec był przez dziesięć lat prezesem klubu, toby był szczyt! Cóż chcesz, moja droga, zatknęło poprostu tych ludzi, rozdziawili szeroko oczy. Nie mogę ich potępiać; osobiście, wiesz, że nie mam żadnego przesądu co do ras, uważam że to nie jest rzecz na dzisiejsze czasy, a mam pretensję iść z duchem czasu, ale ostatecznie, cóż u djaska! kiedy się ktoś nazywa margrabia de Saint-Loup, nie jest dreyfusistą, daruj mi, ale to trudno!
Pan de Guermantes wyrzekł te słowa: „Kiedy się ktoś nazywa margrabia de Saint-Loup” z emfazą. Wiedział przecież dobrze, że jeszcze większą rzeczą jest nazywać się „książę de Guermantes”. Ale, o ile jego miłość własna skłonna była raczej przeceniać wyższość tytułu księcia de Guermantes widząc go nad wszystkiemi innemi, nie tyle może prawidła dobrego smaku, ile prawa wyobraźni parły księcia do tego, aby go pomniejszać. Każdemu się wydaje piękniejsze to co widzi na odległość, co widzi u innych. Powszechne prawa, regulujące perspektywę wyobraźni, obowiązują równie dobrze książąt jak innych ludzi. Nie tylko prawa wyobraźni, ale języka. Otóż, jedno i drugie z dwóch prawideł języka mogło tu znaleść zastosowanie. Jedno chce, aby się wyrażać tak jak ludzie danej klasy duchowej, a nie rodowej. Tem samem, pan de Guermantes, na-

149