Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

uważył pan d’Argencourt, który, zrozumiawszy wreszcie sens słów księżnej, uderzony ich słusznością, szukał w pamięci przykładu ludzi szalejących dla osób, które jemuby się nie podobały.
— Och Swann to zupełnie nie to samo, zaprotestowała księżna. To było zresztą bardzo zdumiewające, bo to była poczciwa idjotka, ale nie była śmieszna i była kiedyś ładna.
— Hum, hum, chrząknęła pani de Villeparisis.
— A! cioci się nie podobała? Me owszem, miała szczegóły śliczne, bardzo ładne oczy, ładne włosy, ubierała się i dotąd ubiera się jeszcze cudownie. Teraz przyznaję, że ona jest potworna, ale to była czarująca osoba. Tem nie mniej zmartwiło mnie, że Lolo się z nią ożenił, bo to było takie niepotrzebne.
Księżna nie sądziła aby powiedziała coś niezwykłego, że jednak pan d’Argencourt zaczął się śmiać, powtórzyła to zdanie, czy że się jej wydało dowcipne, czy że się jej wydał miły partner rozmowy, na którego zaczęła patrzeć pieszczotliwie, aby do czarów inteligencji dodać czar słodyczy. Ciągnęła:
— Tak, nieprawdaż, nie było warto, ale ostatecznie ona nie była bez uroku i rozumiem doskonale że można ją było kochać; podczas gdy widząc tę pannę od Roberta, upewniam was, można skonać

137