Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

u tego zacnego A. J., dodał ex-ambasador obracając się do mnie.
Widząc iż p. de Norpois rozmawia z panią de Guermantes, miałem przez chwilę nadzieję, że mi użyczy dla wejścia w dom księżnej pomocy, której mi odmówił niegdyś w stosunku do pani Swann. — Drugi przedmiot mego entuzjazmu (rzekłem), to Elstir. Zdaje się, że księżna de Guerrnantes ma cudowne Elstiry, zwłaszcza ów zdumiewający pęk rzodkiewek, który widziałem na wystawie i którybym tak pragnął ujrzeć jeszcze: co za arcydzieło!
I w istocie, gdyby moje zdanie coś znaczyło i gdyby mnie spytano, jakie dzieło malarskie najwyżej cenię, wskazałbym ten pęk rzodkiewek.
— Arcydzieło? wykrzyknął pan de Norpois z wyrazem zdumienia i nagany. To nawet nie ma pretensji do obrazu, to prosty szkic (w czem miał rację). Jeżeli pan ten szkic nazwie arcydziełem, co pan powie o Dziewicy Heberta lub Dagnan-Bouvereta?
— Słyszałem, że ciocia odpaliła przyjaciółkę Roberta, rzekła pani de Guermantes do ciotki, gdy Bloch odciągnął na stronę ambasadora. Sądzę, ciociu, że nie masz czego żałować; to istna ohyda, nie

127