Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

fektu jaki stwarzała przez chwilę tylko w przelotnem i niepowracającem oświetleniu, ani też kazać jej sto razy powtarzać jednego wiersza. Rozumiałem, że moje dawniejsze pragnienie było bardziej wymagające niż wola poety, aktorki, wielkiego artysty dekoratora i że ten urok rozlany błyskawicznie na jakimś wierszu, te wciąż zmieniające się i nieuchwytne pozy, te kolejne obrazy, to był ulotny rezultat, doraźny cel, ruchome arcydzieło, które zakłada sobie sztuka teatralna, a które uwaga zbyt gorliwego miłośnika zniweczyłaby, siląc się je utrwalić. Nie zależało mi nawet na tem, aby jeszcze kiedy znów usłyszeć Bermę; byłem nią nasycony; niegdyś, kiedym zanadto podziwiał, tem samem będąc skazany na zawód (czy przedmiotem podziwu była Gilberta czy Berma), zgóry od jutrzejszego wrażenia żądałem rozkoszy, jakiej mi nie dało wrażenie wczorajsze. Nie starając się zgłębić doznanej radości, z której dałoby się może uczynić płodniejszy użytek, powiadałem sobie, jak kiedyś jeden z moich kolegów: „Niema co, Bermie daję piątkę”, czując mglisto, że ten wyraz mojego wyboru i to pierwsze miejsce, mimo całego ukojenia jakie mi przynosi, nie tłumaczy może zbyt dokładnie talentu Bermy.
W chwili gdy się zaczęła druga sztuka, spojrza-

78