Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ne przedmioty, pewne osoby — stworzyć atmosferę. Niestety! te malownicze pejzaże, te naturalne gry świateł, te lokalne osobliwości, te artystyczne ornamenty faubourg Saint-Germain, pozostaną mi z pewnością na zawsze niedostępne. I drżałem tylko, spostrzegając z pełnego morza (bez nadziei, abym się tam kiedy znalazł!) — niby daleko wysunięty minaret, niby pierwsze drzewo palmowe, niby początek egzotycznego przemysłu lub wegetacji — zniszczoną nadbrzeżną słomiankę.
Ale jeżeli pałac Guermantes zaczynał się dla mnie u bramy przedsionka, przyległości jego musiały się rozciągać o wiele dalej wedle mniemania samego księcia. Uważając wszystkich lokatorów za swoich dzierżawców, za zbogaconych na rewolucji plebejuszów, chmyzów których opinja jest czemś bez znaczenia, książę golił się rano w nocnej koszuli przy oknie, schodził na dziedziniec, wedle temperatury powietrza w danym dniu, w kamizelce albo w pyjamie, we włochatej szkockiej kurtce osobliwego koloru, w kusym jasnym paltociku krótszym od marynarki, i kazał któremuś ze swoich pikierów przejeżdżać świeżo kupionego konia. Niejeden raz nawet koń uszkodził wystawę Jupiena, który, ku oburzeniu księcia, żądał odszkodowania. „Choćby tylko przez wzgląd na wszystko dobro, jakie księżna

43