Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Mimo nadętej miny kamerdynera z „dołu”, Franciszka zdołała od pierwszych dni powiadomić mnie, ze Guermantowie nie zamieszkują swego pałacu na zasadzie jakiegoś odwiecznego prawa, ale na skutek kupna stosunkowo świeżego; że ogród, na który pałac wychodził a którego nie znałem, jest dość mały i podobny do wszystkich sąsiednich ogrodów; dowiedziałem się wreszcie, że nie widnieje tam ani pańska szubienica, ani warowny młyn, ani domek z filarkami, ani dworska piekarnia, ani spichlerz, ani zameczek, ani most stały lub zwodzony, nie więcej niż wieżyczki, niż mostowe, drogowe, przewozowe, ani stosy kamieni służące za drogowskazy. Ale jak Elstir, kiedy zatoka Balbec, straciwszy swoją tajemnicę, stała się dla mnie banalną partją słonej wody, podobną do wszystkich innych na tym globie, przywrócił jej nagle indywidualność, powiadając mi, że to jest opalowa zatoka Whistlera w jej srebrno-niebieskich harmonjach, podobnie, kiedy nazwisko Guermantes straciło pod ciosami Franciszki ostatnią zeń poczętą siedzibę, stary przyjaciel ojca oznajmił nam raz, mówiąc o księżnej: „Ona ma ogromną sytuację w faubourg Saint-Germain; to jest pierwszy dom w faubourg Saint-Germain”. Bez wątpienia, pierwszy salon, pierwszy dom w faubourg Saint-Germain, to było

37