Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niemal śpiewny ton, jakim wygłaszała tę inwokację, zarówno jak arlezjańska czystość jej rysów, mogły zbudzić przypuszczenie, że Franciszka pochodzi z południa i że stracona ojczyna, którą opłakuje, była tylko ojczyzną przybraną. Ale możeby to była omyłka, bo zdaje się iż niema prowincji, któraby nie miała swojego „południa“; iluż spotyka się Sabaudczyków i Bretończyków, u których odnajdziemy znamienne dla południowców słodkie przemieszczenia długich i krótkich sylab). — Och, Combray, kiedyż ja cię zobaczę, biednaż ty moja ziemio! Kiedyż będę mogła spędzać cały boży dzień pod twojemi głogami i bzami, słuchając szpaków i naszej Vivonne, szemrzącej tak jakby ktoś szeptał, zamiast słyszeć ten przeklęty dzwonek naszego panicza, który nie wytrzyma ani pół godziny, żeby nie kazać człowiekowi gonić bez ten djabelski korytarz. I jeszcze uważa, że ja nie lecę dość szybko; trzeba, żeby człowiek słyszał zanim on zadzwoni, a kiedy się o minutkę spóźnisz, on „popada się“ w takie straszliwe furje! Ach, biedne Combray, może cię nie ujrzę aż martwa, kiedy mnie rzucą jak ten kamień w dół cmentarny. Wówczas nie będą mi już pachniały twoje piękne głogi, całe bieluśkie. Ale zato we śmiertelnym śnie myślę że jeszcze będę słyszała te trzy dzwonki, które mnie tak trapiły w życiu.

20