Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

trzeba dużo refleksji; bardzo natomiast zbawienne jest ku temu przyzwyczajenie, a nawet brak refleksji. Otóż, w owych godzinach, niedostawało mi obu tych rzeczy. Przed zaśnięciem myślałem tak długo że nie zdołam zasnąć, iż nawet kiedym zasnął, zostawało mi trochę myśli. Było to jedynie wątłe światełko w zupełnej niemal ciemności, ale wystarczało aby rzucić na mój sen — niby jakiś odblask — myśl że nie zdołam zasnąć, a potem — odblask tego odblasku — myśl że to we śnie wydawało mi się iż nie śpię; potem — jako nowe odbicie — przebudzenie... do nowego snu, w którym chciałem opowiedzieć przyjaciołom (właśnie weszli do mego pokoju), że przed chwilą śpiąc myślałem iż nie śpię. Cienie te ledwie były do rozpoznania; trzebaby wielkiej i bardzo czczej subtelności percepcji aby je pochwycić. Podobnie później, w Wenecji, dobrze po zachodzie słońca, kiedy się zdaje że już jest zupełna noc, widziałem — dzięki niewidzialnemu wszakże echu ostatniej nuty światła, bez końca trzymanej na kanałach jakgdyby mocą jakiegoś optycznego pedału — odbicia pałaców rozpościerające się jakgdyby na wieki czarniejszym aksamitem na wieczornej szarości wód.
Jednem z moich sennych marzeń była synteza tego, co moja wyobraźnia często się sobie starała

237