Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

koniu, z twarzą nieco zbyt pulchną, z policzkami o cesarskiej pełni, z jasnem spojrzeniem, książę musiał być igraszką jakiejś halucynacji, jak ja za każdym razem, kiedy, po przejściu tramwaju, cisza następująca po łomocie zdawała mi się jakgdyby prążkowana mglistem drganiem muzycznem. Byłem w rozpaczy żem się nie pożegnał z Robertem, ale pojechałem i tak, bo moją jedyną myślą było wrócić do babki. Do owego dnia, w tem małem miasteczku, kiedym myślał co babka robi sama, przedstawiałem ją sobie taką jak była ze mną, ale wyłączając siebie bez zdania sobie sprawy z następstw tego wyłączenia; teraz musiałem się w jej ramionach czemprędzej wyzwolić z widma niepodejrzewanego dotąd a wywołanego nagle głosem babki, faktycznie rozdzielonej ze mną, zrezygnowanej, posiadającej — czego dotąd nigdy w niej nie znałem — wiek, odbierającej odemnie list w pustem mieszkaniu, w jakiem już sobie wyobrażałem mamę wówczas kiedym wyjechał do Balbec.
Niestety, właśnie to widmo ujrzałem, kiedy, wszedłszy do salonu bez uprzedzenia babki o powrocie, zastałem ją w trakcie czytania. Byłem tam, lub raczej nie byłem tam jeszcze skoro ona nie wiedziała o tem: jak kobieta zaskoczona przy jakiejś robótce którą chowa kiedy wchodzimy, po-

227